Wednesday Aug 14, 2024

Chłopek-roztropek

Była sobie taka wieś, w której mieszkali sami bogaci gospodarze i tylko jeden biedny, a wołano na niego Chłopek-roztropek. Nie miał on nawet krowy i za wszystkie pieniądze, jakie posiadał, nie mógłby jej sobie kupić, a oboje z żoną bardzo chcieli mieć ładną krówkę. Pewnego razu Chłopek-roztropek rzekł do żony:
- Słuchaj no, przyszła mi do głowy taka myśl, żeby kum stolarz zrobił nam z drzewa cielę i pomalował je na brązowo, niech wygląda jak żywe, a z czasem może wyrośnie na prawdziwą krowę.
Niewieście spodobał się ten pomysł, więc kum stolarz wystrugał z drzewa piękne cielątko, oheblował je i pomalował, jak należy, a że miało ono pochyloną głowę, wyglądało, jakby gryzło trawę.
Kiedy nazajutrz pędzono krowy na pastwisko, Chłopek-roztropek przywołał pasterza i rzekł:
- Mam tu cielątko, ale że jest jeszcze małe, trzeba je nieść na rękach.
Pasterz odparł:
- Dobra, dobra - wziął cielątko na ręce, zaniósł je na łąkę i postawił w trawie. Stało tam sobie cały czas bez ruchu, jakby się pasło, a pasterz mówił do siebie:
- Tylko patrzeć, jak zacznie samo biegać, toż to żre jak najęte!
Wieczorem, kiedy miał pędzić stado z powrotem do zagród, przemówił do cielątka:
- Skoro umiesz stać i żreć, to możesz iść o własnych siłach, nie będę cię znów na rękach dźwigał.
Chłopek-roztropek zaś stał na przyzbie i czekał na swoje cielątko. Kiedy zobaczył, że pasterz pędzi stado przez wieś, a cielątka nie ma, zapytał o nie. Pasterz zaś odpowiedział:
- Stoi wciąż na pastwisku i żre, ani rusz nie chciało zejść i wracać ze stadem.
Chłopek-roztropek na to:
- Tak czy inaczej, muszę mieć moje bydlątko z powrotem.
Poszli więc razem na łąkę, ale przez ten czas ktoś cielę ukradł i już go nie było. Pasterz powiedział:
- Musiało się gdzieś zabłąkać.
A Chłopek-roztropek rzekł:
- Mine tak łatwo w pole nie wywiedziesz!
I zaprowadził pasterza do sołtysa, który zganił go za niedbalstwo i kazał oddać chłopu krowę za stracone cielątko.
Tak więc Chłopek-roztropek i jego żona dochrapali się od dawna upragnionej krowy; cieszyli się z niej całą duszą, ale nie mieli dla niej paszy i nie mogli jej wyżywić; trzeba ją było zatem wkrótce zarżnąć. Mięso zasolili, po czym Chłopek-roztropek udał się do miasta, żeby sprzedać skórę i za uzyskane pieniądze kupić nowe cielę. Po drodze przechodził koło młyna, zobaczył tam kruka z połamanymi skrzydłami, ulitował się więc nad nim i zawinął w krowią skórę. Że zaś pogoda była paskudna, wiatr zaczął deszczem zacinać, nie mógł iść dalej i zaszedł do młyna prosząc o schronienie. Młynarka była sama w domu, rzekła więc do Chłopka-roztropka:
- Połóż się tam na słomie! - i dała mu kromkę chleba z serem.
Chłopina zjadł i położył się, trzymając przy sobie krowią skórę, a młynarka pomyślała: ,,Człek zdrożony i zasnął''. Po niedługiej chwili przyszedł klecha, młynarka przywitała go wylewnie i rzekła:
- Męża nie ma w domu, urządzimy sobie ucztę.
Chłopek-roztropek nastawił uszu, a słysząc o uczcie rozzłościł się, że sam musiał się zadowolić kromką chleba z serem. Niewiasta wniosła mnóstwo wszelakiego jadła: pieczeń, sałatę, ciasto i wino. Ledwie zasiedli i zabrali się do jedzenia, rozległo się pukanie do drzwi. Młynarka krzyknęła:
- O Boże, to mój mąż!
Co prędzej schowała pieczeń do pieca, wino pod poduszkę, sałatę w pościeli, ciasto pod łóżkiem, zaś klechę do szafy w sieni. Po czym otworzyła drzwi mężowi mówiąc:
- Bogu dzięki, żeś już wrócił! Pogoda dziś jak przed końcem świata.
Młynarz, widząc Chłopka-roztropka na słomie, spytał:
- A co ten tam robi?
- Ach - odrzekła żona - biedak przyszedł tu w burzę i deszcz i prosił o schronienie, dałam mu więc chleba z serem i pozwoliłam lec na słomie.
Młynarz na to:
- Nie mam nic przeciw temu, ale przynieś i mnie raz dwa coś do jedzenia.
Żona odparła:
- Mam tylko chleb z serem.
- Wszystko mi jedno - rzekł mąż - niech będzie chleb z serem.
A widząc Chłopka-roztropka zawołał:
- Chodź i zjedz jeszcze raz ze mną!
Chłopina nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, podniósł się ze słomy i zasiadł do stołu. Po chwili młynarz spostrzegł leżącą na ziemi krowią skórę, w którą zawinięty był kruk, i spytał:
- Co ty tam masz?
Chłop zaś odpowiedział:
- Mam tam wieszczka.
- A mógłby mi on powróżyć? - spytał młynarz.
- Czemu nie? - odparł chłop. - Ale on wyjawia tylko cztery rzeczy, a piątą zachowuje dla siebie.
Młynarz, zaciekawiony, powiedział:
- Każ mu więc powróżyć!
Chłopek-roztropek pocisnął głowę kruka, a ten zaskrzeczał:
- Kra, kra!
Młynarz spytał:
- No, i co powiedział?
- Po pierwsze wyjawił, że pod poduszką jest wino - odrzekł chłop.
- A to ci dopiero! - zawołał młynarz, pośpieszył, gdzie należało, i znalazł wino.
- No, dalejże! - zachęcał.
Chłopek-roztropek znów nakłonił kruka do krakania i rzekł:
- Po drugie wyjawił, że w piecu jest pieczeń.
- A to ci dopiero! - krzyknął młynarz, poszedł we wskazane miejsce i znalazł pieczeń.
Chłop raz jeszcze zmusił kruka do wróżenia i rzekł:
- Po trzecie wyjawił, że w pościeli jest sałata.
- A to ci dopiero! - krzyknął młynarz, poszedł i znalazł sałatę.
Na koniec chłop pocisnął kruka tak, że wrzasnął na całe gardło.
- Po czwarte wyjawił, że pod łóżkiem jest ciasto.
- A to ci dopiero! - krzyknął młynarz, poszedł i znalazł ciasto.
Zasiedli więc razem do stołu, młynarka zaś, w śmiertelnym strachu, położyła się do łóżka, ściskając w garści wszystkie klucze. Młynarz chciał koniecznie usłyszeć jeszcze piątą wróżbę, ale Chłopek-roztropek powiedział:
- Zjedzmy najpierw spokojnie te cztery rzeczy, bo piąta to coś bardzo złego.
Zjedli więc, po czym zaczęli się targować o cenę, jaką młynarz ma zapłacić za piątą wróżbę. Zgodzili się w końcu na trzysta talarów. Chłopek-roztropek pocisnął znów głowę kruka, a ten głośno zakrakał. Młynarz zapytał:
- Co on powiedział?
Chłop zaś odrzekł:
- Powiedział, że w szafie w sieni siedzi diabeł.
Na co młynarz:
- Trzeba go stamtąd wykurzyć!
Po czym wyszedł za próg izby, młynarka musiała oddać klucz, chłop zaś otworzył szafę. Klecha szmyrgnął, aż się za nim zakurzyło, a młynarz rzekł:
- Widziałem czarnego potwora na własne oczy, jako żywo!
A Chłopek-roztropek nazajutrz o świcie wyruszył w drogę.
Po powrocie do domu zaczął coraz bardziej rozbudowywać swoje gospodarstwo, wzniósł sobie piękną chałupę, a chłopi gadali:
- Chłopek-roztropek musiał widać trafić do jakiegoś kraju, gdzie pada złoty śnieg i gdzie pieniądze zbiera się szuflami.
Wezwano więc chłopinę do sołtysa, żeby się przyznał, skąd się wzięło jego bogactwo. On zaś odpowiedział:
- Sprzedałem w mieście krowią skórę za trzysta talarów.
Ledwie chłopi o tym usłyszeli, uwidziała im się również podobna korzyść, pośpieszyli do domu, pozarzynali wszystkie krowy, ściągnęli z nich skórę, aby udać się do miasta i sprzedać z wielkim zyskiem. Sołtys zapowiedział:
- Moja sługa pójdzie pierwsza.
Gdy przyszła ona do miasta i zjawiła się u kupca, ten dał jej za skórę ni mniej, ni więcej, tylko trzy talary; kiedy zaś zjawili się pozostali gospodarze, nie dał im nawet tyle i rzekł:
- Co ja pocznę z taką kupą skór?
Wszyscy wpadli w złość, że ich Chłopek-roztropek oszukał, i chcąc się na nim zemścić oskarżyli go przed sołtysem. Niewinny chłopina został skazany na śmierć: miał być w dziurawej beczce stoczony do wody. Zawleczono go na pagórek i sprowadzono księdza, który miał odprawić mszę za jego duszę. Gapie musieli się oddalić, a kiedy Chłopek-roztropek ujrzał duchownego, natychmiast rozpoznał w nim owego klechę, którego widział u młynarki. Rzekł więc do niego:
- Ja was uwolniłem z szafy, to wy mnie z beczki uwolnijcie!
W tej samej chwili pasterz popędził tamtędy stado owiec, a chłop wiedział, że pragnie on od dawna zostać sołtysem; zaczął więc wrzeszczeć wniebogłosy:
- Nie, nie uczynię tego! Choćby cały świat żądał tego ode mnie, ja tego nie uczynię!
Pasterz słysząc to podszedł i zapytał:
- Czemu się tak drzesz? Czego nie chcesz uczynić?
Chłopek-roztropek zaś odpowiedział:
- Oni chcą zrobić ze mnie sołtysa, ale wpierw muszę wejść do tej beczki, a ja nie chcę!
Pasterz rzekł:
- Jeśli tylko tyle potrzeba, żeby zostać sołtysem, to ja mogę zaraz wleźć do beczki.
Chłopek-roztropek odparł:
- Jeśli zgodzisz się tam wejść, to zostaniesz sołtysem.
Pasterz, zadowolony, wlazł do beczki, a chłop zamknął wieko; po czym wziął sobie stado owiec i popędził je dalej drogą. Klecha zaś udał się do gminy i oświadczył, że msza została już odprawiona. Zeszli się więc gospodarze i potoczyli beczkę w stronę wody. Kiedy beczka zaczęła się toczyć, pasterz zaczął krzyczeć:
- Chcę zostać sołtysem!
Wszyscy sądzili, że to krzyczy Chłopek-roztropek, rzekli więc:
- My byśmy też tego chcieli, ale wpierw rozejrzyj się dobrze tam, na dole - i zepchnęli beczkę do wody.
Sami zaś ruszyli z powrotem na wieś, a kiedy tam przybyli, spotkali Chłopka-roztropka, który z zadowoloną miną pędził spokojnie stado owiec. Zdumieli się gospodarze i zawołali:
- A skąd ty się tu wziąłeś? Z wody wylazłeś?
- No, pewnie - odparł chłopina - wpadłem głęboko, tak głęboko, że znalazłem się na samym dnie. Wypchnąłem dno z beczki i wylazłem z niej, a wtedy zobaczyłem piękne łąki, na których pasło się mnóstwo baranów, i to stadko stamtąd sobie przyprowadziłem.
A chłopi na to:
- Jest ich tam więcej?
- O, tak - odparł - więcej, niż wam potrzeba.
Zmówili się więc gospodarze, że udadzą się do rzeki po owce, każdy przyprowadzi sobie jedno stadko; sołtys zaś rzekł:
- Ja pójdę pierwszy.
Poszli więc wszyscy razem nad wodę, a po błękitnym niebie płynęły właśnie małe obłoczki, zwane barankami, które odbijały się w wodzie, i chłopi krzyknęli:
- Widzimy już baranki na dnie!
Sołtys przepchnął się naprzód i powiedział:
- Schodzę pierwszy i rozejrzę się, a jeśli wszystko będzie w porządku, zawołam was.
I skoczył do wody, aż głośno plusnęła. Reszta zaś, sądząc, że sołtys ich wzywa, rzuciła się za nim chmarą. W ten sposób cała wieś wyginęła, a Chłopek-roztropek, jako jedyny dziedzic, stał się bogatym człowiekiem.

Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.

Copyright 2024 Podbean All rights reserved.

Podcast Powered By Podbean

Version: 20240731