Wednesday Aug 14, 2024

Duch w butelce

Był sobie kiedyś biedny drwal. Pracował od rana do późnej nocy, a gdy w końcu już uzbierał trochę pieniędzy, rzekł do swojego chłopaka: "Jesteś moim jedynym dzieckiem. Chcę przeznaczyć pieniądze zarobione w pocie czoła na twoje nauki. Naucz się czegoś porządnego, a będziesz mnie mógł nakarmić, gdy moje członki staną się sztywne i będę musiał siedzieć w domu." Poszedł tedy chłopiec do wielkich szkół i uczył się pilnie, a nauczyciele go chwalili i został tam przez pewien czas. Gdy skończył już parę szkół, lecz nie był jeszcze doskonały we wszystkim, czego się uczył, nędzne pieniądze, jakie dostał od ojca, skończyły się i musiał wracać do domu. "Ach," rzekł ojciec w smutku, "Nie mogę dać ci nic więcej. Ciężkie są czasy i ciężko zdobyć choćby halerza na coś więcej niż chleb nasz powszedni."- "Drogi ojcze," odpowiedział syn, "Nie martwcie się tym, jeśli wola Boża jest taka, spróbujmy obrócić to na dobą monetę, jakoś się z tym pogodzę." Gdy ociec miał już iść do lasu, by zarobić grosza na drewnie, rzekł doń syn: "Pójdę z wami i wam pomogę." – "Tak, mój synu," będzie ci ciężko, bo nie jesteś przyzwyczajony do pracy w znoju, nie wytrzymasz. Mam tylko jedną siekierę i ani grosza by drugą dokupić." – "Idźcie do sąsiada," odpowiedział syn, "pożyczy wam swoją siekierę, aż sam na nią zarobię."
Pożyczył więc ojciec siekierę od sąsiada, a następnego poranka, przy wschodzie słońca, wyszli razem do lasu. Syn pomagał ojcu, a był rześki i świeży. Gdy słońce stanęło nad nimi, rzekł ojciec: "Odpocznijmy i pojedzmy, potem czeka nas przynajmniej drugie tyle." Syn wziął do ręki swój chleb i rzekł: "Odpocznijcie sobie, ojcze, ja nie jestem zmęczony, ja pójdę w las i pozaglądam trochę do ptasich gniazd." – "Och ty fircyku," powiedział ojciec, "Będziesz biegał, a potem będziesz tak zmęczony, że ręki nie podniesiesz. Zostańtu i usiądź ze mną."
Lecz syn poszedł w las, jadł swój chleb, był wesoły i zaglądał między zielone gałęzie, czy gniazda jakiego nie kryją. Chodził tu i tam, aż doszedł do wielkiego groźnie wyglądającego dębu. Miał chyba parę setek lat, a i pięciu ludzi by go nie objęło. Zatrzymał się, spojrzał na niego i pomyślał "Tu na pewno parę ptaszków gniazdko zbudowało." I zdało mu się, jakby głos usłyszał. Nadstawił uszu i usłyszał, jak ktoś woła głuchym tonem: "Wypuść mnie, wypuść mnie!" Obejrzał się dookoła, lecz niczego nie dojrzał., a zdawało mu się, jakby głos spod ziemi wychodził. Zawołał więc: "Kim jesteś?" Głos odpowiedział: "Tkwię tu między korzeniami dębu. Wypuść mnie." Uczeń zaczął odgarniać ziemię pod drzewem i szukał wśród korzeni dębu, aż wreszcie w małym wgłębieniu odkrył butelkę. Podniósł ją do góry, ułożył pod światło i zobaczył rzecz, co wyglądała jak żaba. Skakało to coś w środku do góry i w dół. "Wypuść mnie, wypuść mnie," wołało od nowa. A uczeń niepomny istnienia zła, zdjął korek z butelki. Wnet wyleciał z niej duch i zaczął rosnąć, a rósł tak szybko, że w jednej chwili zrobił się z niego ohydny jegomość, wielki na pół drzewa, przed którym stał uczeń. "Wiesz," zawołał strasznym głosem, "Co jest nagrodą za to, że mnie uwolniłeś?"- "Nie," odpowiedział uczeń bez trwogi. "Skąd mam to wiedzieć?" – " Zaraz ci powiem," zawołał duch, "Muszę ci za to kark przetrącić." –"Mogłeś to wcześniej powiedzieć," odpowiedział uczeń, "nie wyciągałbym cię wtedy z tej butelki, a moja głowa ostałaby się przed tobą." – "Zasłużoną nagrodę musisz dostać. Myślisz, że z wielkiej łaski mnie tu zamknięto? Nie, to była kara! Jestem potężnym Merkurinem, kto mnie wypuści, temu kark muszę przetrącić." - "Powoli, " odpowiedział uczeń," Nie tak szybko, najpierw muszę się przekonać, że naprawdę siedziałeś w tej butelce i że jesteś prawdziwym duchem. Jeśli potrafisz tam wejść, to ci uwierzę i będziesz ze mną mógł zrobić, co zechcesz." Duch odparł pełen buty: "To dla mnie żadna sztuka," skurczył się, zrobił się taki chudy i mały, jak był na początku, tak że wszedł przez ten sam otwór do butelki. Ledwo znalazł się w środku, uczeń zatkał ją korkiem i rzucił pod korzenie dębu na stare miejsce i tak przechytrzył ducha.
Uczeń chciał wrócić do ojca, lecz duch zawołał żałośnie: "Ach, wypuść mnie, wypuść mnie!" – "Nie," odparł uczeń," Nie wypuszczę drugi raz, kto moje życie dybał., gdy już raz go złapałem." – "Jeśli mnie uwolnisz," zawołał duch, "dam ci tyle, że starczy ci po kres żywota." – "Nie," odpowiedział uczeń, "oszukasz mnie jak za pierwszym razem." – "Kpisz ze swego szczęścia," rzekł duch, "Nic ci nie zrobię, jeno suto cię wynagrodzę." Uczeń pomyślał zaś, " Spróbuję, może dotrzyma słowa i nic mi nie zrobi." Zdjął tedy korek i duch wyszedł jak przedtem, rozdymał się i zrobił się wielki jak olbrzym. "Teraz dostaniesz nagrodę," rzekł, podał uczniowi małą szmatkę, a wyglądała jak plaster i dodał: "Jeżeli potrzesz jednym końcem ranę, zagoi się, gdy drugim końcem potrzesz stał lub żelazo, zamieni się w srebro." - "Muszę spróbować," powiedział uczeń, podszedł do drzewa, odwalił kawek kory swą siekierą i potarł końcem plastra. Kora natychmiast przyrosła do drzewa i była zdrowa. "Widzisz, że wszystko jest, jak rzekłem," powiedział duch, teraz możemy się rozstać." Duch podziękował za wybawienie, a uczeń podziękował duchowi za jego prezent i wrócił do ojca.
" Gdzie to chodziłeś?" zapytał ojciec, "Zapomniałeś o pracy? Od razu mówiłem, że nie dasz rady " – "Spokojnie, ojcze, zaraz wszystko nadrobię. – "Nadrobisz," rzekł ojciec gniewnie, " Nie ma na to sposobu." - "Uważajcie, ojcze" zaraz powalę do drzewo, że padnie z hukiem." Wziął swój plaster, potarł siekierę i uderzył co sił, lecz żelazo zmienił się w srebro, ostrze siekiery się odwróciło. "Ach, ojcze, popatrzcie, złą siekierę mi daliście, całkiem się pokrzywiła." Wystraszył się tedy ojciec i rzekł: "ach, co zrobiłeś! Teraz muszę zapłacić za siekierę, a nie wiem czym. Oto pożytek z twojej roboty." – "Nie złośćcie się." Odpowiedział syn, "Ja zapłacę za siekierę." – "O, głuptasie," zawołał ojciec, "Czym chcesz zapłacić? Nic nie masz, prócz tego co ja ci daję, studenckie figle masz w głowie, a od rąbania rozum ci się pomieszał."
Uczeń mówił potem przez chwilę: "Ojcze, nie mogę dłużej pracować, kończymy już." – "Co ty?" odpowiedział, "myślisz, że założę ręce na brzuch jak ty? Muszę się zabrać do roboty, a ty zbieraj się do domu."- "Ojcze, jestem pierwszy raz w lesie i nie znam drogi. Chodźcie ze mną." Ponieważ gniew ucichł, ojciec dał się w końcu przekonać i poszedł z nim do domu. Rzekł jeszcze do syna: Idź i sprzedaj popsutą siekierą, a patrz, ile za nią dostaniesz. Resztę muszę zarobić by spłacić sąsiada." Syn wziął siekierę i zaniósł ją do złotnika w mieście. Ten obejrzał ją, położył na wadze i rzekł: "Jest warta czterysta talarów, nie mam tyle w gotówce." Uczeń zaś rzekł: "Dajcie mi, ile macie, a resztę wam pożyczę." Złotnik dał mu trzysta talarów, a sto był mu dłużny. Uczeń poszedł potem do domu i rzekł: "Ojcze, mam pieniądze. Idźcie i zapytajcie, ile sąsiad za siekierę żąda" – "Już wiem," odpowiedział stary, "Jednego talara i sześć groszy. – "Dajcie mu zatem dwa talary i dwanaście groszy, to jest dwa razy więcej i wystarczy. Widzicie, mam pieniędzy w bród," i dał ojcu sto talarów i rzekł: "Niczego wam nie zabraknie, żyjcie więc podług waszej wygody."- "Mój Boże," rzekł stary, "Skąd masz takie bogactwa?" Opowiedział mu tedy, co wszystko się stało, jak zaufał losowi, jaką zdobycz dostał w swe ręce. Z resztą pieniędzy wyruszył do wielkich szkół i uczył się dalej, a ponieważ umiał leczyć swoim plastrem rany, stał się wnet najsłynniejszym doktorem na całym świecie.

Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.

Copyright 2024 Podbean All rights reserved.

Podcast Powered By Podbean

Version: 20240731