Wednesday Aug 14, 2024
Przygody Paluszka
Pewien krawiec miał synka, tak malutkiego jak palec, toteż zwano go Paluszkiem. Malec miał jednak odwagę w sercu, więc rzekł do ojca:
- Drogi ojczulku, muszę ruszyć w świat!
- Słusznie, synu - odparł krawiec, wziął długą igłę i dorobił do niej nad świecą rączkę z laku, mówiąc:
- Oto masz także szpadę na drogę. Niechaj cię Bóg prowadzi!
Paluszek uradowany skoczył do kuchni, aby zobaczyć, co też tam pani matka dobrego gotuje na pożegnanie. Jedzenie było już gotowe, a garnek stał jeszcze na kuchni.
- Mamusiu, co dziś dobrego ugotowałaś? - zapytał Paluszek.
- Zobacz sam! - odparła matka.
Paluszek wdrapał się na kuchnię i nachylił się nad garnkiem. Że jednak zanadto wyciągnął szyję, porwała go para, bijąca z garnka, i uniosła przez komin. Przez pewien czas unosił go dym, aż wreszcie spadł znowu na ziemię.
I oto znalazł się Paluszek w dalekim, obcym świecie. Po długiej wędrówce dostał wreszcie pracę u pewnego majstra, ale nie smakowało mu tam jedzenie.
- Pani majstrowo - rzekł Paluszek - jeżeli nie da mi pani lepiej jeść, jutro pójdę sobie i napiszę kredą na drzwiach:
Kartofle zamiast mięsa daje
Nasza gosposia ukochana,
Więc lepiej w obce pójdę kraje...
Żegnaj, królowo kartoflana!
Nasza gosposia ukochana,
Więc lepiej w obce pójdę kraje...
Żegnaj, królowo kartoflana!
- A ty nicponiu! - zawołała majstrowa i w gniewie chwyciła ścierkę, aby go zbić: ale mały krawczyk schował się szybko pod naparstek, wychylił główkę i pokazał majstrowej język.
Rozgniewana majstrowa podniosła naparstek, aby hultaja schwytać, ale Paluszek skoczył między ścierki, a gdy majstrowa poczęła ścierki przetrząsać, schował się w szparze stołu.
- He, he, pani majstrowo! - zawołał i wytknął głowę, a gdy majstrowa trzepnęła ścierką w stół, skoczył do szuflady.
Wreszcie jednak został schwytany i wyrzucony za drzwi.
Powędrował więc krawczyk Paluszek dalej i przybył do wielkiego boru. Wtem spotkał gromadę zbójców, którzy mieli zamiar okraść skarbiec królewski. Kiedy ujrzeli krawczyka, pomyśleli:
- Taki malec przedostanie się z łatwością przez dziurkę od klucza!
Jeden z nich zawołał więc:
- Hejże, olbrzymie Goliacie, czy chciałbyś zakraść się do skarbca i wyrzucić nam stamtąd trochę pieniędzy?
Paluszek zamyślił się, a wreszcie rzekł:
- Dobrze! - i poszedł ze zbójcami do skarbca.
Kiedy przyszli na miejsce, obejrzał drzwi od dołu do góry i po chwili znalazł szparkę, przez którą mógł się przedostać. W chwili gdy chciał wejść, spostrzegł go jeden z wartowników, którzy pilnowali skarbca, i rzekł do swego towarzysza:
- Co to za wstrętny pająk tam pełza? Zdepczę go.
- Zostaw to biedne stworzonko - rzekł drugi - nic ci przecież złego nie zrobiło.
Przeszedł więc Paluszek szczęśliwie do skarbca, otworzył okno, pod którym stali zbójcy, i począł im wyrzucać dukaty. Podczas tej pracy usłyszał nagle kroki króla, który chciał właśnie obejrzeć swój skarbiec. Nasz malec ukrył się szybko.
Król spostrzegł natychmiast brak wielu dukatów, nie mógł jednak zrozumieć, co to znaczy, gdyż rygle i zamki były nienaruszone. Wyszedł więc i rzekł do wartowników:
- Miejcie się na baczności, ktoś mi okrada skarbiec!
Gdy Paluszek rozpoczął na nowo swoją robotę, wartownicy usłyszeli klap, klap, klap, klap padających pieniędzy. Wbiegli więc szybko do skarbca, aby schwytać złodzieja. Ale krawczyk słysząc ich kroki jeszcze szybciej skoczył do kąta i ukrył się pod dukatem. Kiedy już był bezpieczny, zawołał ze swego ukrycia:
- Tu jestem!
Wartownicy rzucili się w tę stronę, ale zanim tam podbiegli, krawczyk był już w drugim kącie i wołał spod innego dukata:
- Hej, tu jestem!
Wartownicy gonili go po wszystkich kątach, ale on był zwinniejszy od nich i zanim do jednego kąta przybyli, wołał już z innego:
- Hej, tu jestem!
Tak ich gonił, aż się zmęczyli i poszli sobie, po czym zaczął znowu wyrzucać przez okno dukaty, ostatniego zaś cisnął bardzo mocno, prędziutko wskoczył na niego i wyjechał w ten sposób ze skarbca.
Zbójcy chwalili go bardzo:
- Wielki z ciebie bohater - rzekli - czy chcesz zostać naszym hersztem?
Ale Paluszek podziękował im za zaszczyt i rzekł, że woli najpierw obejrzeć sobie kawałek świata. Podzielili więc łup, krawczyk zaś wziął tylko jeden grosik, bo więcej nie mógł udźwignąć.
Potem przypasał znowu swój miecz, pożegnał zbójców i ruszył w drogę. Pracował u kilku majstrów, ale nigdzie nie było mu dobrze, wreszcie zgodził się pracować jako parobek w pewnej karczmie. Ale kucharki nie lubiły go, gdyż niewidzialny widział wszystkie ich sprawki, a jeśli coś skradły z piwnicy, natychmiast donosił o tym panu. Rzekły więc:
- Czekaj, już my cię nauczymy rozumu! - i postanowiły spłatać mu figla.
Kiedy pewnego razu jedna z nich kosiła w ogrodzie trawę i ujrzała Paluszka, skaczącego po źdźbłach, zgarnęła go razem z trawą i rzuciła krowom. A wielka, czarna krowa połknęła Paluszka, nie czyniąc mu zresztą najmniejszej krzywdy. Ale Paluszkowi nie podobało się w żołądku krowy, było tam bowiem bardzo ciemno. Kiedy wieczorem służąca poczęła doić krowę, zawołał Paluszek:
Puchu, pochu, puchu, pochu,
Zamknęliście mnie w tym lochu!
A tu ciemno w krowim brzuchu,
Pochu, puchu, pochu, puchu!
Zamknęliście mnie w tym lochu!
A tu ciemno w krowim brzuchu,
Pochu, puchu, pochu, puchu!
Ale plusk mleka zagłuszył jego słowa. Po dojeniu gospodarz wszedł do obory i rzekł:
- Czarnula pójdzie jutro do rzeźnika.
Przestraszył się Paluszek i zawołał głośno:
- To mnie wpierw wypuśćcie!
Gospodarz usłyszał jego słowa, ale nie wiedział, skąd się ten głos odzywa, zapytał więc:
- Gdzie jesteś?
- W Czarnuli! - odparł Paluszek, ale gospodarz nie zrozumiał, co to może znaczyć, i wyszedł.
Nazajutrz zarznięto krowę. Na szczęście podczas ćwiartowania i oprawiania jej Paluszek uniknął ciosów noża, ale dostał się pomiędzy odpadki, przeznaczone na kiełbasy. Kiedy rzeźnik zbliżył się, aby rozpocząć pracę, Paluszek wrzasnął na całe gardło:
- Nie siekajcie głęboko, nie siekajcie głęboko, przecież ja tam siedzę!
Ale hałas był tak wielki, że nikt go nie usłyszał. Bieda czekała więc Paluszka, ale bieda uczy rozumu, udało mu się więc tak zręcznie wywijać spod noża, że nawet zadraśnięty nie został. Ale zbiec nie zdołał; nie było innej rady: musiał się pozwolić wsadzić razem z kawałkami słoniny do kiełbasy. Było to mieszkanie ciasne nieco, a przy tym zawieszono go w kominie do wędzenia, gdzie mu się bardzo nudziło. Wreszcie zimą wyjęto go, gdyż kiełbasę miano podać któremuś z gości. Kiedy karczmarka kroiła kiełbasę na plasterki, Paluszek baczył pilnie, aby nie wytknąć zanadto głowy, i wreszcie udało mu się wydostać z kiełbasy.
Nie chciał jednak pozostawać dłużej w domu, gdzie mu się tak źle powiodło, i natychmiast udał się w drogę.
Jednakże wolność jego nie trwała długo. Idąc przez pole wszedł w drogę lisowi, który połknął go w zamyśleniu.
- Ejże, panie lisie - zawołał krawczyk - to ja, Paluszek, tkwię w pańskim gardle, niechże mnie pan wypuści!
- Rację masz - odparł lis - z ciebie nie miałbym żadnej korzyści. Jeżeli mi więc obiecasz dać kury z podwórka swego ojca, wypuszczę cię!
- Z całą chęcią - zawołał Paluszek - otrzymasz wszystkie kury, przyrzekam ci to.
Lis wypuścił go więc i sam zaniósł do domu.
Kiedy ojciec ujrzał ukochanego synka, chętnie oddał lisowi kury.
- Za to przynoszę ci też sporo pieniędzy! - rzekł Paluszek wręczając ojcu grosz, który zdobył na wędrówce.
- Ale dlaczego lis dostał biedne kurki?
- Ejże, głuptasku, i twemu ojcu milsze jest pewnie jego dziecię niż wszystkie kury.
Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.