Baśnie braci Grimm
Baśnie braci Grimm, pierwotnie skompilowane przez Jakoba i Wilhelma Grimmów, to zbiór ponadczasowych opowieści ludowych, które od wieków zachwycają czytelników. Te opowieści są skarbnicą folkloru, zawierającą historie o odwadze, magii i moralności, które przemawiają przez pokolenia. Od klasyków takich jak „Kopciuszek”, „Śnieżka” i „Jaś i Małgosia”, po mniej znane perełki, takie jak „Rybak i jego żona” oraz „Rumpelstiltskin”, każda opowieść oferuje wgląd w bogaty haft europejskiej tradycji ustnej. Baśnie Grimmów charakteryzują się żywymi postaciami, moralnymi lekcjami i często mrocznymi tonami, odzwierciedlając surowe realia i fantastyczne elementy ich historycznych kontekstów. Ich trwała atrakcyjność tkwi w zdolności do zabawiania, nauczania i inspirowania zdumienia, co czyni je kamieniem węgielnym literatury dziecięcej i źródłem fascynacji dla badaczy folkloru i opowiadaczy historii.
Episodes
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Były sobie trzy kobiety zaklęte w kwiaty, które rosły na polu. A jedna z nich mogła nocować w domu. Pewnego dnia rzekła do swego męża, gdy zbliżał się dzień i musiała już wracać do swych towarzyszek na pole by z powrotem zmienić się w kwiatka: "Gdy przyjdziesz dzisiaj o południu i mnie zerwiesz, będę wybawiona i będę mogła zostać z tobą!" Tak też się stało. A teraz pytanie, jak poznał ją mąż, skoro kwiatki były takie same i niczym się nie różniły. Odpowiedź: "Gdy w nocy była w domu, a nie na polu, nie spadała na nią rosa jak na pozostałe dwie. Właśnie po tym poznał ją mąż."Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Coś wam opowiem. Widziałem jak, fruwają dwie pieczone kury. Fruwają szybko, brzuchem do góry, plecami do ziemi, a kowadło i kamień młyński pływały w Renie, cichuteńko i powoli, a żaba siedziała na lodzie i żarła lemiesz na zielone świątki.. Było też trzech jegomościów, łapali zająca, chodzili o kulach i szczudłach, jeden był głuchy, a drugi ślepy, trzeci niemy, a czwarty nogą nie mógł ruszyć. Chcecie wiedzieć, jak to było? Ten ślepy, ujrzał najpierw zająca, jak pędzi po polu, niemy zawołał paralityka, a paralityk złapał go za kołnierz. Paru chciało też żeglować po lądzie, rozpięli żagiel na wietrze, popłynęli przez wielkie pole. Przez wielką górę żeglowali, gdy się potopili. Rak przegonił zająca . A wysoko na dachu leżała krowa. W tamtym kraju muchy są tak wielkie, jak tu kozy. Otwórz okno, aby kłamstwa mogły wzlecieć.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
W dawnych bajecznych czasach szedłem sobie raz i zobaczyłem Rzym i Lateran wiszące na cieniutkiej jedwabnej niteczce, dalej beznogiego człeka, co przeganiał rączego konia, jeszcze dalej ujrzałem ostry jak brzytwa miecz, który właśnie most przecinał na pół. Po drodze widziałem także młodego osiołka, który miał srebrny nos i ścigał dwa chyże zające. Widziałem lipę, której rozłożysta korona obwieszona była plackami. Widziałem starą, chudą kozę, która dźwigała na swym grzbiecie sto funtów tłuszczu i sto funtów soli.
Czy nie dość już tych bzdur?
Widziałem jeszcze pług, co orał bez konia czy wołu, widziałem roczne dziecko, jak toczyło cztery kamienie młyńskie z Ratyzbony do Trewiru, a z Trewiru do Strasburga, i jastrzębia płynącego po Renie - i nikt mu tego nie bronił. Słyszałem wrzaski ryb, których jazgot aż do nieba docierał. Słodki miód jak potok płynął z doliny aż na sam szczyt wysokiej góry - dziwne to są historie. Dwie wrony kosiły łąkę, dwa komary budowały most, dwa gołębie skubały wilka, dwoje dzieci podrzucało w górę parę koźląt, dwie żaby młóciły zboże. Dwie myszy wyświęcały biskupa, dwa koty wyszarpywały niedźwiedziowi język z pyska. Nagle przybiegł galopem ślimak i zatłukł dwa dzikie lwy. Golibroda golił kobiecie brodę, dwoje niemowląt kazało matce siedzieć cicho. Dwa charty wyciągały z wody młyn, a przyglądała im się stara szkapa, mówiąc, że dobrze robią. Na podwórzu cztery rumaki z całych sił młóciły żyto, dwie kozy rozpalały ogień, a czerwona krowa wrzucała do pieca bochenki chleba.
A wtedy kura zapiała:
Kukuryku! kukuryku!Koniec bajki i po krzyku!
Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Pewien wróbel miał w jaskółczym gnieździe czworo piskląt. Kiedy ptaszki były już zdolne do lotu, źli chłopcy zniszczyli gniazdo, ale młode wróbelki całe i zdrowe uleciały z porywem wiatru. Stary wróbel frasował się wielce, że jego synkowie pofrunęli w świat, a on nie zdążył przestrzec ich przed wszelkim niebezpieczeństwem i udzielić im dobrych rad.
Jesienią, kiedy wielkie chmary wróbli zgromadziły się na polu pszenicy, stary wróbel spotkał swoje dzieci i ucieszony zabrał całą czwórkę ze sobą do domu.
- Ach, kochani synkowie, tak się o was martwiłem przez całe lat, że wiatr poniósł was w świat, a ja przedtem niczego was nie nauczyłem. Słuchajcie teraz, co wam ojciec powie, postępujcie wedle jego rad i miejcie się na baczności. Na małe ptaszki zewsząd czyha niebezpieczeństwo!
I zapytał najstarszego, gdzie się przez lato obracał i czym żywił.
- Latałem po ogrodach i szukałem liszek i robaczków, póki wiśnie nie dojrzały.
- No cóż, mój synu, nic to złego smakołyki zajadać, ale wtedy właśnie mogą ci grozić rozmaite nieszczęścia, pilnuj się, zwłaszcza jeśli zobaczysz w ogrodzie ludzi z długimi zielonymi drągami, co w środku są puste i na końcu mają dziurkę.
- A jeśli na dziurce jest zielony listek przyklejony woskiem? - spytał syn.
- Gdzieżeś ty widział coś takiego?
- U pewnego kupca w ogrodzie - odrzekł młody wróbelek.
- O, mój synu, kupiec to chytra sztuka! Skoro obracałeś się wśród ludzi, to wiesz, jacy są obłudni i jak trzeba się ich strzec, i że żadnemu wierzyć nie można.
Po czym spytał drugiego:
- A ty gdzie znalazłeś schronienie?
- Na podwórzu - odrzekł syn.
- Wróble i inne skromne ptaszki nie powinny kręcić się tam, gdzie wiele złota, aksamitów, jedwabi, broni i zbroi, krogulców, jastrzębi i sokołów, trzymaj się lepiej stajni, bo konie mają zawsze owsa pod dostatkiem, albo przy młócce. Jeśli będziesz miał trochę szczęścia, nie zabraknie ci tam ziarenka twego powszedniego.
- O tak, ojcze - odrzekł wróbelek. - Ale kiedy chłopcy stajenni zechcą poswawolić i tu czy tam wśród słomy sidła zastawią, niejeden się w nie złapie.
- Gdzieżeś ty to widział?
- Na podwórzu, wśród chłopców stajennych.
- Oj, mój synu, źli to byli chłopcy! Skoro jednak bywałeś już po podwórzach i między panami, a piórek tam nie zostawiłeś, to zdołałeś się niejednego nauczyć i w szerokim świecie nie zginiesz. Ale rozglądaj się wciąż pilnie, bo najprzebieglejszego pieska wilcy rozszarpać mogą.
Ojciec zwrócił się z kolei do trzeciego:
- A ty gdzie szczęścia próbowałeś?
- Po drogach i gościńcach, ojcze, i nieraz tam ziarenko czy liszkę upolowałem.
- Dobre to, synku, pożywienie - rzekł ojciec. - Ale bacz zawsze, co się dokoła dzieje, zwłaszcza jeśli się kto pochyli, aby kamień z ziemi podnieść, zmykaj mu z oczu co prędzej.
- Prawda to - przyznał syn. - Ale jeśli zobaczę człeka, który za pazuchą lub w kieszeni kamień chowa, co wtedy?
- Gdzieżeś takie rzeczy widział?
- U górników, ojcze. Kiedy górnik idzie do roboty, zawsze ma przy sobie jakiś kamień.
- Ho, ho, górnicy i robotnicy to przezorny naród! Jeśli ich obyczaje poznałeś, toś niemało widział i słyszał. Ale uważaj z nimi, bo często się zdarzało, że wraz z koboldem i wróbel od nich oberwał.
W końcu ojciec zwrócił się do najmłodszego:
- Ty, mój mały żółtodziobie, zawsze byłeś najgłupszy i najsłabszy, zostań lepiej przy mnie, na świecie jest tyle złych i okrutnych ptaków o zakrzywionych dziobach i długich szponach. Czyhają one tylko na biedne małe ptaszki, żeby je pożreć. Trzymaj się lepiej podobnych sobie i zbieraj pajączki i gąsienice po drzewach i chatach, a będziesz żył szczęśliwie i bezpiecznie.
- O, mój drogi ojcze, kto żyje nie szkodząc innym, tego nie spotka nic złego. Żaden jastrząb ani krogulec, żaden orzeł ani kania krzywdy mu nie wyrządzą, jeśli każdego ranka i każdego wieczora siebie i swoje pożywienie poleci opiece Boga, stwórcy i opiekuna ptaków leśnych i wiejskich, który słyszy nawet wołania o modlitwy wronich piskląt. Bowiem bez jego woli nie spadnie na ziemię ani wróbel, ani płatek śniegu.
- Skądeś się tego wszystkiego nauczył?
- Kiedy wiatr porwał mnie z gniazda, trafiłem do kościoła i przez całe lato łowiłem muchy i pająki z kościelnych okien, a słuchałem też, co ksiądz na kazaniu mówi. Przez całe lato ojciec wszystkich wróbli żywił mnie i bronił przed nieszczęściem i drapieżnymi ptakami.
- No, no, mój synu, jeśli będziesz gnieździł się po kościołach i robił porządek z pająkami i brzęczącymi muchami, jeśli zaćwierkasz do Pana Boga jak wronie pisklęta i oddasz się w opiekę naszego Stworzyciela, to piórko ci z grzbietu nie spadnie, choćby na świecie roiło się od dzikich, podstępnych ptaków:
Bo kto niebiosom odda sprawy swojei swe cierpienie zniesie ze spokojem,kto ufny będzie i serca czystego,tego Bóg dobry zachowa od złego.
Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Była sobie dziewczyna bardzo ładna, ale niedbała i leniwa. Zasiadając do kołowrotka wpadała w taki zły humor, że ledwie siadając do kołowrotka wpadała w taki zły humor, że ledwie natrafiała na najmniejszy supełek, wyrywała go razem z całym kłębem przędzy i ciskała na ziemię. A wtedy jej służka, skrzętna i pracowita, zbierała z ziemi wyrzucony len, otrzepywała z kurzu, przędła z niego cieniutkie niteczki, a potem kazała sobie z nich utkać śliczną sukienkę.
Pewien chłopiec starał się o rękę leniwej dziewczyny i wkrótce miało się odbyć ich wesele. Kiedy w wieczór przedślubny pracowita dziewczyna tańcowała ochoczo w swojej ślicznej sukience, narzeczona rzekła:
Ach, jak ta dziewka hulaw moich pakułach!
Usłyszał to narzeczony i zapytał ją, co te słowa mają znaczyć. Opowiedziała mu wtedy, że służka tańcuje w sukience z lnu, który ona wyrzuciła. Kiedy chłopiec się o tym dowiedział i poznał lenistwo swojej narzeczonej, a skrzętność służki, porzucił bogatą i wziął sobie biedną za żonę.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Był sobie młody pasterz, który chciał się ożenić, a znał trzy siostry, wszystkie jednako urodziwe, tak że wybór miał trudny i nie mógł się na żadną zdecydować. Zwrócił się wreszcie do matki o radę.
- Zaproś wszystkie trzy razem - odrzekła - i postaw na stole ser, a potem uważaj, jak która będzie go krajać.
Chłopiec posłuchał matczynej rady i cóż się okazało: jedna z sióstr zjadła ser razem ze skórką; druga odkroiła wprawdzie skórkę, ale w pośpiechu uczyniła to niedbale i zmarnowała sporo sera; trzecia obrała ser ze skórki jak należy, nie za grubo i nie za cienko. Pasterz opowiedział wszystko matce, a ona mu rzekła:
- Trzecią weź za żonę.
Syn uczynił, jak kazała, i żył ze swą wybranką długo i szczęśliwie.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Pewien ojciec siedział raz z żoną i dziećmi przy stole, razem z nimi siedział również przyjaciel domu, który przyszedł do nich w odwiedziny. Kiedy wszyscy się posilali, wybiła dwunasta godzina i gość nagle zobaczył, że drzwi się otwierają i wchodzi przez nie bardzo blade dziecko, całe na biało ubrane. Nie zwracając uwagi na nikogo, bez słowa skierowało kroki do sąsiedniej komory. Po chwili wróciło i równie cicho i w milczeniu opuściło izbę. Drugiego i trzeciego dnia zjawiło się w podobny sposób. W końcu gość zapytał ojca rodziny, czyje to dziecko przychodzi codziennie do komory.
- Nie widziałem żadnego dziecka - odrzekł ojciec - i nie wiem, czyje ono być może.
Następnego dnia, kiedy dziecko znowu przyszło, gość pokazał je ojcu, a ten go wcale nie widział, podobnie jak matka i dzieci. Gość wstał więc od stołu, podszedł do drzwi komory, uchylił je lekko i zajrzał do środka. Zobaczył, że dziecko klęczy na podłodze i palcami usiłuje wygrzebać coś ze szpary między deskami. Ledwie jednak spostrzegło obcego, znikło. Gość opowiedział domownikom, co widział, i dokładnie opisał dziecko, matka je rozpoznała i rzekła:
- Przecież to moje ukochane dziecko, które umarło przed miesiącem.
Wyłamano więc deski z podłogi i znaleziono dwa grosze, które dziecko dostało kiedyś od matki dla żebraka. Pomyślało jednak: ,,przecież możesz sobie za nie kupić ciastko'', zatrzymało grosze i schowało je w szparze podłogi. Nie mogło potem w grobie zaznać spokoju i zjawiało się co dzień w południe szukać owych groszy. Odkąd rodzice ofiarowali znalezione grosze biedakowi, dziecko już do domu nie wracało.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Była sobie kiedyś mała dziewczynka, której umarł ojciec i matka, a była tak biedna, że nie miała izdebki, aby w niej mieszkać, nie miała łóżeczka, by w nim spać, nie miała nic prócz odzienia na sobie i kawałeczka chleba w ręku, który podała jej czyjaś pełna miłosierdzia ręka. Była za to dobra i pobożna. A ponieważ opuścił ją cały świat, w ufności swej poszła w pole do dobrego Boga.
Spotkała biednego człowieka, który rzekł: "Ach, daj mi coś do jedzenia, jestem bardzo głodny." Podała mu cały kawałeczek chleba i rzekła: "Niech ci Bóg błogosławi" i poszła dalej. Potem przyszło dziecię, które rzekło pełne żalu: "Zimno mi w głowę, daj mi coś, czym mogłabym się okryć." Zdjęła więc czapkę i dała mu. A gdy uszła jeszcze trochę, znowu przyszło dziecię, a nie miało ono na sobie kaftanika i marzło, dała mu tedy swój, troszkę zaś dalej, pewne dziecię poprosiło ją o surducik, oddała i go.
W końcu doszła do lasu, a gdy zrobiło się ciemno, przyszło pewne dziecię i poprosiło o koszulinę. Pobożne dziewczę pomyślało sobie. "Jest ciemna noc i nikt cię nie widzi, możesz oddać i swą koszulę." Zdjęła więc koszulę i ją oddała. A gdy tak stała i niczego więcej nie miała, z nieba poczęła spadać gwiazdy, a były to czyste talary, a choć właśnie oddała swą koszulinę, miała na sobie nową. A była ona z najdelikatniejszego płótna. Zebrała tedy sobie talary i była bogata aż po życia kres.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Był sobie raz mały pastuszek znany w całym kraju z tego, że na każde pytanie umiał dać mądrą odpowiedź. Wieść ta dotarła aż do króla, który jednak nie chciał dać wiary ludzkiemu gadaniu i kazał sprowadzić pastuszka na swój dwór.
- Jeśli odpowiedz na trzy pytania, jakie ci zadam - przemówił do niego - to cię usynowię i będziesz mieszkał w moim pałacu.
- Jakie są te pytania? - spytał pastuszek.
Król zaś odrzekł:
- Oto pierwsze pytanie: ile kropli jest w morzach całego świata?
A pastuszek na to:
- Każ, królu, zamknąć ujścia wszystkich rzek na kuli ziemskiej, tak żeby nie wypłynęła z nich ani kropla, póki ja wszystkich mórz nie przeliczę, a wtedy ci powiem, ile jest w nich kropel.
Po czym król rzekł:
- A to drugie pytanie: ile jest gwiazd na niebie?
Pastuszek mu odpowiedział:
- Daj mi, królu, duży kawał białego papieru.
I porobił na nim piórem tyle malutkich kropek, że ich prawie nie było widać, a już o przeliczeniu nie mogło być właściwie mowy, wystarczyło na nie spojrzeć, żeby się człowiekowi w oczach zaćmiło.
- Tyle jest gwiazd na niebie - rzekł pastuszek - ile kropek na tym papierze. Możecie je teraz policzyć.
Nikt jednak nie potrafił tego uczynić.
Król powiedział na koniec:
- Trzecie pytanie jest takie: z ilu sekund składa się wieczność?
A pastuszek na to:
- Na dalekim Pomorzu wznosi się diamentowa góra, dwie i pół mili wysoka, dwie i pół mili szeroka oraz dwie i pół mili głęboka. Raz na sto lat przylatuje do tej góry ptaszek i ostrzy sobie o nią dziobek, a kiedy zetrze całą górę, wtedy minie pierwsza sekunda wieczności.
Słysząc to król rzekł:
- Na wszystkie trzy pytania odpowiedziałeś jak prawdziwy mędrzec, odtąd będziesz mieszkał w królewskim pałacu, a ja będę cię uważał za syna.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Pewien król miał trzech synów, a że wszystkich jednakowo kochał, nie wiedział, którego ma wyznaczyć swoim następcą. Kiedy nadeszła już jego ostatnia godzina, wezwał wszystkich trzech do swego łoża i rzekł:
- Moje drogie dzieci, przyszedł mi właśnie do głowy pomysł, który wam wyjawię: najleniwszy z was obejmie po mnie królestwo.
- Ojcze - zawołał najstarszy - mnie przypadnie korona. Jestem tak leniwy, że kiedy leżę i chce mi się spać, to choćby mi kropla wpadła do oka, nie zamknę go.
Średni rzekł:
- Ojcze, mnie korona przypadnie. Bo jestem tak leniwy, że jak siedzę przy ogniu, aby się ogrzać, to prędzej sobie pięty przypiekę, niż cofnę nogi.
Najmłodszy zaś powiedział:
- Ojcze, korona mnie przypadnie. Bo jestem tak leniwy, że gdyby mnie wieszali i stryczek miałbym już na szyi, a ktoś by mi dał do ręki ostry nóż, abym mógł stryczek przeciąć, to raczej pozwoliłbym się powiesić, niż sięgnąłbym do stryczka.
Ojciec słysząc to rzekł:
- Ty posunąłeś się najdalej i ty zostaniesz królem.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Była sobie kiedyś stara kobieta. Na pewno widziałeś kiedyś, jak żebrze stara kobieta? Ta kobieta także żebrała, a gdy coś dostała, mawiała zawsze "Bóg Wam zapłać." Ta stara kobieta podeszła raz do drzwi. Stał tam pewien uprzejmy Huncwot przy ogniu i się grzał. Chłopak powiedział uprzejmie do kobiety, która stała pod drzwiami i drżała, "Chodźcie, mateczko, ogrzejcie się." Podeszła więc, lecz stanęła zbyt blisko ognia, jej stare łachy zaczęły się palić, a ona tego nie zauważyła. Chłopak stał i widział wszystko. Powinien był chyba gasić? Nieprawdaż? Powinien był gasić, A jeśli nie miał wody, jego oczy powinny wypłakać całą wodę z ciała. Byłyby dwa ładne strumyki do gaszenia.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Był sobie raz czarownik, który stawał pośród tłumu i popisywał się swoimi sztuczkami. Pokazał kiedyś koguta, który niósł ciężką belkę, jakby to było piórko. A przyglądała się temu wraz z innymi pewna dziewczyna, która znalazła czterolistną koniczynę i taka się przez to zrobiła mądra, że żadne mamidło nie mogło się przed nią ostać, i ona to zobaczyła, że kogut niesie zwykłe źdźbło słomy, a nie żadną belkę.
Zawołała więc:
- Ludzie, czy nie widzicie, kogut niesie przecież zwykłe źdźbło słomy, a nie żadną belkę.
W tej samej chwili czar prysł, ludzie zobaczyli nagą prawdę i przepędzili czarownika gdzie pieprz rośnie. On jednak, okropnie rozsierdzony, powiedział sobie:
- Ja się jeszcze na niej zemszczę.
W jakiś czas potem odbywało sie wesele dziewczyny. Wystrojona szła wśród licznego orszaku przez pola do wsi, gdzie był kościół. Nagle weselnicy natknęli się po drodze na rwący potok i nie było ani mostku, ani kładki, żeby przejść na drugi brzeg. Panna młoda uniosła więc raz dwa spódnice i ruszyła wpław. Kiedy była w samym środku nurtu, ktoś (a był to czarownik) krzyknął drwiąco tuż obok:
- Ej, gdzie ty masz oczy, toż to nie żadna woda!
I nagle oczy jej się otworzyły, patrzy, a z uniesionymi spódnicami stoi wśród niebieskiego łanu kwitnącego lnu. Wszyscy dokoła też to zobaczyli i przepędzili ją gdzie pieprz rośnie.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Pan Bóg stworzył wszystkie zwierzęta i wybrał sobie wilki, żeby mu służyły za psy. Tylko o kozie zapomniał. Diabeł wziął się także do dzieła, chciał i on coś stworzyć, porobił więc kozy z pięknymi długimi ogonami. Po drodze na pastwisko zaczepiały zwykle ogonami o ciernie, a diabeł musiał włazić między kłujące krzaki i wyplątywać je stamtąd z największym trudem. Rozzłościł się w końcu i poodgryzał wszystkim kozom ogony, co zresztą do dziś widać po ich krótkich kikutach.
Zostawiał je też same na pastwisku, ale zdarzyło się pewnego razu, że Pan Bóg zauważył, jak obgryzały drzewa owocowe, to znów niszczyły szlachetną winorośl czy inne delikatne rośliny. Żal go wielki ogarnął i w swej łaskawości i dobroci poszczuł kozy wilkami, które je rozszarpywały, kiedy te wlazły w szkodę. Na wieść o tym diabeł stanął przed Bożym obliczem i rzekł:
- Twoje stworzenie rozszarpało mi moje.
Pan Bóg mu na to odpowiedział:
- To po coś je stworzył na cudzą szkodę?
A diabeł znowu:
- Nie mogłem inaczej. Sam przecież dybię na krzywdę innych, więc to, co stworzyłem, musiało mieć podobną do mojej naturę. Drogo mi za to zapłacisz.
- Dobrze, zapłacę ci, przyjdź, kiedy dęby liście stracą, wtedy pieniądze będą już na ciebie czekały.
Skoro tylko liście z dębów obleciały, diabeł zjawił się i zażądał swej należności. Pan Bóg zaś rzekł:
- W kościele w Konstantynopolu rośnie dąb, z którego liście jeszcze nie obleciały.
Wśród wycia i przekleństw diabeł ruszył na poszukiwanie owego dębu, przez pół roku błądził po rozmaitych pustaciach, nim go odnalazł, a kiedy wrócił przez tron Boga, wszystkie inne dęby pokryły się już świeżymi listkami. Musiał się więc pożegnać z nadzieją odzyskania długu i ze złości wszystkim pozostałym przy życiu kozom powykłuwał oczy i wprawił im własne.
Dlatego też kozy mają diabelskie oczy i obgryzione ogony, a sam diabeł chętnie przybiera ich postać.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
W w czasach kiedy nasz Pan chodził jeszcze po ziemi, trafił pewnego wieczoru wraz ze świętym Piotrem do jednego kowala, który chętnie udzielił mu gościny. Zdarzyło się, że zaszedł tam również nieszczęśliwy żebrak, przytłoczony wiekiem i ułomnościami, prosząc kowala o jałmużnę. Święty Piotr ulitował się nad nim i rzekł:
- Panie mój i Mistrzu, okaż swą łaskę i ulecz go z kalectwa, aby mógł sam na chleb zarobić.
Pan odezwał się dobrotliwie:
- Kowalu, pożycz mi swej kuźni i podłóż węgla, a odmłodzę tego chorego staruszka.
Kowal zgodził się ochoczo, święty Piotr jął dąć w miechy, a kiedy ogień buchnął jasnym, wysokim płomieniem, Pan nasz chwycił starego żebraka i wepchnął go w sam środek rozżarzonych węgli, tak że stał się cały czerwony niby krzak róży, i pełnym głosem chwalił Pana Boga. Po chwili Pan podszedł do koryta z wodą i wrzucił tam rozżarzonego żebraka, aż cały się w wodzie zanurzył, i ochłodziwszy go jak należy, udzielił mu swego błogosławieństwa. I oto wyskoczył z wody człek prosty niby trzcina, o gładkiej skórze, zdrowy niczym dwudziestolatek. Kowal, który pilnie się temu przyglądał, zaprosił wszystkich na wieczerzę. A miał on starą, zgarbioną, ślepą prawie teściową, która przysiadła się do młodzieńca, wypytując go ciekawie, czy ogień bardzo go przypiekał. Ów zaś odpowiedział, że nigdy nie czuł się lepiej, że siedział w płomieniach jak wśród chłodnej rosy.
Słowa te brzmiały w uszach staruszki przez noc całą i kiedy Pan wyruszył o świcie w dalszą drogę, serdecznie podziękowawszy kowalowi za gościnę, ten postanowił odmłodzić również i swoją teściową. Przyglądał się przecież pilnie wszystkiemu, a znał się dobrze na swym rzemiośle. Wezwał więc staruszkę pytając ją, czy chciałaby odzyskać zręczny krok młodego dziewczęcia.
- Z całego serca - odrzekła wiedząc, jak gładko przyszło to żebrakowi.
Kowal rozpalił więc wielki ogień i wrzucił do niego teściową, która jęła wić się z bólu i wrzeszczeć wniebogłosy.
- Siedźże cicho, czego się drzesz i rzucasz, zaraz puszczę w ruch miechy!
I podsycał wciąż płomienie, że stare mięso aż skwierczało. Staruszka darła się wciąż niemiłosiernie, a kowal myślał:
- Coś mi się tu chyba nie udało...
Wyjął ją z ognia i cisnął do koryta z wodą. Krzyk starej rozlegał się tak donośnie, że słyszały go kowalowa i jej pasierbica. Przybiegły obie wystraszone i ujrzały staruchę skurczoną w korycie, wyjącą z bólu, twarz miała paskudną, całą w zmarszczkach i fałdach. Obie kobiety były brzemienne i tak się tym widokiem przeraziły, że tej samej nocy urodziły stworzenia, które wcale ludzi nie przypominały, a raczej małpy. Uciekły zaraz do lasu i one to dały początek małpiemu rodowi.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Było sobie raz dwóch braci, obaj służyli w wojsku, ale jeden był bogaty, a drugi biedny. Biedny chcąc wydobyć się z nędzy zrzucił mundur żołnierski i został chłopem. Zrył i skopał swój kawałek ziemi i zasiał na niej rzepę. Ziarno wzeszło i wyrosła z niego rzepa wielka i gruba, a stawała się wciąż coraz większa i grubsza i nie chciała przestać rosnąć, tak że można by ją nazwać królową wszystkich rzep. Nikt dotąd bowiem nie widział takiego olbrzyma i nigdy podobnego nie zobaczy.
W końcu rzepa zrobiła się tak ogromna, że sama jedna wypełniła cały wóz, a dwa woły musiały go ciągnąć, chłop zaś nie wiedział, co ma z nią począć i czy przyniesie mu ona szczęście, czy też nieszczęście.
I pomyślał sobie tak:
- Jeśli ją sprzedam, to wiele za nią nie dostanę, a gdybym miał ją sam zjeść, to jednak pożytek mógłbym mieć i z małej rzepy. Najlepiej będzie zawieźć ją do króla i złożyć mu ją w darze.
Załadował więc rzepę na wóz, zaprzągł do niego parę wołów, pojechał na królewski dwór i ofiarował ją królowi.
- A cóż to za dziwaczna jarzyna? - zdumiał się król. - Wiele już niezwykłych rzeczy w życiu widziałem, ale takie cudactwo trafia mi się po raz pierwszy. Z jakiegoż to nasienia mogło wyrosnąć? A może tylko tobie tak się darzy i ty jesteś dzieckiem szczęścia?
- O, nie - rzekł chłop. - Dzieckiem szczęścia to ja na pewno nie jestem, biedny ze mnie żołnierz, a że nie miałem już z czego żyć, powiesiłem mundur na kołku i zabrałem się do pracy na roli. Mam brata bogatego i ty go, królu, z pewnością znasz, ale sam nie mam nic i żyję sobie z dala od ludzi i świata.
Król ulitował się nad nim i rzekł:
- Wybawię cię od nędzy i tak obdaruję, że dorównasz bogatemu bratu.
I dał mu mnóstwo złota, ziemi, łąk i trzód czyniąc go tak bogatym, że majątku brata nie sposób było porównać z jego majątkiem. Gdy tamten dowiedział się, co jego brat osiągnął dzięki jednej jedynej rzepie, pozazdrościł mu i zaczął łamać sobie głowę, jakim by tu sposobem pozyskać dla siebie podobne szczęście. A chcąc postąpić jeszcze rozsądniej, zabrał ze sobą złoto i konie i zaniósł królowi w podarunku. Był teraz pewien, że król odpłaci mu się po stokroć cenniejszym darem. Bo jeśli jego brat dostał tyle za jedną rzepę, to ileż on powinien otrzymać za swoją hojność!
Król przyjął dar i powiedział, że trudno by mu było wymyślić dla niego prezent lepszy i rzadszy niż wielka rzepa. Bogacz musiał więc wziąć na wóz rzepę swego brata i zawieźć ją do domu. Po powrocie rozglądał się tylko, na kim mógłby wyładować swój gniew i wściekłość, aż nagle przyszły mu do głowy niedobre myśli i postanowił brata zabić. Najął płatnych morderców, którzy mieli się zaczaić, sam zaś poszedł do brata i rzekł:
- Kochany bracie, dowiedziałem się właśnie, gdzie jest ukryty pewien tajemny skarb. Weźmiemy go sobie i sprawiedliwie się nim podzielimy.
Tamten we wszystko uwierzył i nic nie podejrzewając poszedł z bratem po ów skarb. Ledwie wyszli za bramę, rzucili się na niego mordercy, związali go i ponieśli, by go powiesić na drzewie. Kiedy się do tego zabierali, rozległ się gdzieś niedaleko głośny śpiew i stukot kopyt, co napędziło łotrom takiego strachu, że na łeb, na szyję wcisnęli więźnia do worka, zarzucili go na gałąź, wzięli nogi za pas i uciekli. Niedoszły wisielec zaczął pracowicie borować dziurę w worku, aż stała się tak duża, że mógł wytknąć przez nią głowę. Zbliżającym się wędrowcem okazał się nie kto inny, tylko młody czeladnik, który jechał sobie na koniu leśnym duktem, wesoło śpiewając. Skoro uwięziony w worku usłyszał, że ktoś pod nim przechodzi, zawołał:
- Witaj w dobrą godzinę!
Czeladnik rozejrzał się dokoła i nie wiedząc, skąd głos dobiega, odezwał się:
- Kto mnie woła?
A wtedy z korony drzewa padła odpowiedź:
- Podnieś wzrok, siedzę tu na górze w worku mądrości: w krótkim czasie nauczyłem się takich rzeczy, że w porównaniu z nimi nauka w szkole funta kłaków nie jest warta: już mało brakowało, a umiałbym stąd zejść i stanąłbym na ziemi jako najmądrzejszy z ludzi. Znam się na gwiazdach i znakach niebieskich, na wiatrach całego świata, na piasku w morzu, na leczeniu chorób, na mocy ukrytej w ziołach, ptakach i kamieniach. Gdybyś sam tu posiedział, przekonałbyś się, jak cudowna mądrość płynie z tego worka.
Czeladnik zdumiał się słysząc to i rzekł:
- Niech będzie błogosławiona godzina, w której cię znalazłem! Czy mógłbym wejść na chwilę do twego worka?
Odpowiedź z góry brzmiała tak, jakby człek zawieszony w worku się ociągał:
- Wpuszczę cię za opłatą i za dobre słowo, ale musisz godzinkę poczekać, bo zostało mi jeszcze coś do nauczenia.
W trakcie oczekiwania czas zaczął się czeladnikowi dłużyć i zapytał, czy nie mógłby już być wpuszczony do worka, bo głód wiedzy nie daje mu spokoju. Tamten na górze udał, że z trudem ustępuje mu miejsca, i rzekł:
- Abym mógł opuścić tę siedzibę mądrości, musisz spuścić worek na dół za pomocą linki, wtedy ty dasz radę sam wejść do środka.
Czeladnik ściągnął go więc na dół, rozwiązał worek, uwolnił nieszczęśnika i zawołał:
- A teraz podciągnij mnie raz dwa w górę!
I już zamierzał wskoczyć do worka.
- Hola! - krzyknął tamten. - Tak nie można, kochasiu!
Chwycił go za głowę, do góry nogami wepchnął do worka, zawiązał i zarzucił linkę na gałąź, by go potem podciągnąć. Wprawiwszy cały tobołek w ruch wahadłowy powiedział:
- Dobrze ci tam, kochany czeladniku? Prawda, że już czujesz jak mądrość cię przenika i zdobywasz nowe doświadczenia? Siedź tam sobie spokojnie, aż zmądrzejesz.
Po czym dosiadł czeladnikowego konia i odjechał, po godzinie przysłał jednak człowieka, który żądnego mądrości miał wypuścić na swobodę.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Pewnego razu mąż i żona siedzieli przed domem i właśnie zabierali się do jedzenia pieczonej kury. Nagle mąż zobaczył z daleka, że nadchodzi jego stary ojciec, chwycił więc za talerz z kurą i schował go, nie chcąc użyczyć nic gościowi. Stary ojciec przysiadł na chwilę, wypił łyk wina i poszedł sobie. Syn zamierzał wyjąć talerz z ukrycia i postawić go z powrotem na stole, ale kiedy po niego sięgnął, pieczona kura zamieniła się w olbrzymią ropuchę, która skoczyła mu na twarz i nie dała się w żaden sposób usunąć. Jeśli ktokolwiek próbował jej dotknąć, spoglądała na niego tak złowrogo, jakby mu chciała skoczył do oczu, tak że nikt nie miał odwagi wyciągnąć po nią ręki. Niewdzięczny syn musiał ropuchę co dzień karmić, bo jeśli tego nie czynił, odgryzała mu kawałek twarzy. I tak chodził po świecie nie mając chwili spokoju.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Żyli sobie niegdyś król i królowa, którzy byli bardzo bogaci i mieli wszystkiego, czego pragnęli, tylko nie mieli dzieci. Całymi dniami i nocami płakała biedna królowa, mówiąc:
- Jestem jak ta rola, na której nic nie rośnie.
Wreszcie Bóg spełnił jej gorące prośby. Ale kiedy dziecię przyszło na świat, nie wyglądało jak inne dzieci, lecz jak mały osiołek. Gdy to ujrzała nieszczęśliwa matka, poczęła lamentować i rozpaczać wołając, że woli wcale nie mieć dzieci i aby dziecię wrzucono do wody, rybom na pożarcie.
Ale król rzekł:
- Nie, jeśli Bóg dał je nam, będzie ono naszym synem, a po mojej śmierci zasiądzie na tronie moich ojców.
Wychowywał się więc osiołek i podrastał, a uszy rosły mu najbardziej i sterczały pięknie do góry. Był jednak wesoły, skakał i bawił się, a zwłaszcza lubił muzykę. Poszedł więc do słynnego grajka i rzekł:
- Naucz mnie swej sztuki, chcę umieć grać tak pięknie na lutni jak ty.
- Ach, panie - odparł grajek. - Trudno ci to będzie, palce twoje nie są do tego stworzone. Boję się, że struny nie wytrzymają ich uderzenia!
Ale nie pomogły wymówki, osiołek chciał i musiał się nauczyć grać na lutni, a że był pilny i wytrwały, nauczył się wreszcie grać równie pięknie, jak jego mistrz.
Pewnego razu poszedł osiołek na spacer i ujrzał w źródle swoją oślą postać. Tak się tym zasmucił, że ruszył w świat daleki i zabrał z sobą tylko jednego wiernego sługę. Szli, szli długo, aż zaszli do pewnego królestwa, gdzie żył stary król, który miał tylko jedną córkę, niezwykłej urody.
- Zostańmy tu! - rzekł osiołek.
I zapukał do bramy wołając:
- Gość do was przyszedł, otwórzcie, aby mógł wejść.
A gdy mu nie otwarto, siadł na schodach i zagrał rzewnie na swej lutni przednimi nogami. Wówczas odźwierny rozwarł oczy ze zdziwienia, pobiegł do króla i zawołał:
- Za drzwiami siedzi osiołek, który gra na lutni jak uczony mistrz!
- Przyprowadź tu tego muzykanta! - rozkazał król.
Ale gdy osiołek wszedł na salę, wszyscy wybuchnęli śmiechem na widok takiego lutnisty. Kazano osiołkowi usiąść wśród służby i jeść, ale on nie zgodził się na to i rzekł:
- Nie jestem zwykłym osłem ze stajni, jestem szlachetnym osiołkiem.
- Więc usiądź z rycerzami! - odpowiedziano mu.
- Nie - odparł osiołek. - Chcę siedzieć obok króla.
Król uśmiechnął się wesoło i rzekł:
- Stanie się, jak pragniesz, osiołku, usiądź obok mnie.
Potem zapytał:
- Osiołku, jak ci się podoba moja córka?
Osiołek odwrócił ku niej głowę i rzekł:
- Jest piękniejsza niż wszystkie dziewczyny, jakie dotąd widziałem.
A król na to:
- Niech więc i ona siądzie przy tobie!
Osiołek uradował się bardzo, a podczas jedzenia i picia okazało się, że umie się on zachować bardzo grzecznie i schludnie. Pozostał więc osiołek na dworze starego króla, ale po pewnym czasie pomyślał:
- Cóż ci to wszystko pomoże, musisz przecież wracać do domu.
Spuścił smutno głowę, poszedł do króla, aby się z nim pożegnać.
Król, który go bardzo polubił, zasmucił się i rzekł:
- Co ci jest, osiołku? Masz minę smutną i kwaśną jak ocet siedmiu złodziei. Zostań u mnie, dam ci, czego zapragniesz!
Ale osiołek potrząsnął głową.
- Więc może chcesz pereł i klejnotów?
- Nie - odparł osiołek.
- Chcesz pół mego królestwa?
- Także nie.
Wówczas król rzekł:
- Gdybym wiedział, co by ci sprawiło zadowolenie! A może chcesz córkę moją za żonę?
- Ach, tak! - zawołał osiołek wesoło i radośnie, gdyż to było jego tajemnym pragnieniem.
Wyprawiono więc huczne wesele. Wieczorem, gdy państwo młodzi udali się do sypialni, stary król chcąc wiedzieć, czy osiołek potrafi się zachować przystojnie, kazał wiernemu słudze ukryć się za kotarą. Gdy małżonkowie zostali sami, osiołek zamknął drzwi na klucz, rozejrzał się dokoła, a nie domyślając się, że ktoś jest ukryty w pokoju, zrzucił nagle swoją oślą skórę i stanął jako piękny królewicz.
- Widzisz teraz - rzekł do królewny - kim jestem, i widzisz też, że nie jestem niegodny ciebie!
Uradowała się królewna, ucałowała go mocno i pokochała z całego serca.
A gdy nastał ranek, królewicz wdział znowu skórę oślą, a nikt by nie poznał, kto się pod nią kryje.
Po chwili nadszedł stary król:
- Ej - zawołał. - Widzę, że osiołek jest znowu wesół! Ale ty pewnie smutna jesteś - zwrócił się do córki - że nie masz prawdziwego chłopca za męża?
- Ach nie, drogi ojce - odparła królewna. - Tak go kocham, że nie oddałabym go za najpiękniejszego młodzieńca. I chcę go mieć przy sobie do końca życia.
Król zdziwił się bardzo, ale sługa, który schował się za kotarą, opowiedział mu wszystko.
- To być nie może! - zawołał król.
- Następnej nocy czuwajcie sami, najjaśniejszy panie, to zobaczycie wszystko na własne oczy. A najlepiej zabierzcie skórę osiołka i spalcie ją, a wtedy królewicz będzie musiał pozostać w ludzkiej postaci.
- Rada twoja jest dobra - rzekł król, a wieczorem, gdy wszyscy zasnęli, zakradł się do pokoju młodego małżeństwa i ujrzał przy świetle księżyca pięknego młodzieńca, spoczywającego na łożu, obok zaś na ziemi leżała ośla skóra. Król zabrał ją i kazał rozpalić na dziedzińcu wielki ogień. Sam dopilnował, aby skórę spalono na popiół. Potem udał się znowu do pokoju młodych, aby zobaczyć, co zrobi królewicz, gdy się obudzi.
Gdy nastał brzask, młodzieniec zerwał się z łoża i sięgnął po swoją skórę, ale nie znalazł jej.
Rzekł więc z przerażeniem:
- Teraz muszę uciekać!
Ale gdy chciał wyjść z pokoju, ujrzał we drzwiach starego króla, który rzekł doń:
- Dokąd tak śpieszysz, synu? Zostań u mnie. Jesteś tak pięknym młodzieńcem, że nie puszczę cię już od siebie.Dam ci teraz połowę królestwa, a po śmierci całe.
- Niechaj więc dobry początek będzie zwiastunem dobrego końca! - rzekł młodzieniec. - Zostaję w zamku.
Stary król oddał mu pół królestwa, a gdy umarł po roku, młody król miał już całe królestwo, po śmierci zaś swego ojca otrzymał jeszcze jedno i przez długie lata żył szczęśliwie.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Była sobie raz uboga kobieta i miała syna, który marzył o wędrówkach. Matka mu mówiła:
- Jakże ty będziesz wędrował? Przecież nie mamy pieniędzy i co ty ze sobą w drogę zabierzesz?
A syn jej na to:
- Już ja sobie poradzę. Wciąż będę tylko powtarzał: niewiele, niewiele, niewiele.
Szedł czas jakis przed siebie, powtarzając:
- Niewiele, niewiele, niewiele.
Mijając łowiących rybaków zawołał:
- Szczęść Boże! Niewiele, niewiele, niewiele!
- Co ty tam gadasz, człowieku: niewiele?
A kiedy wyciągnęli sieć, okazało się, że jest w niej też niewiele rybek. Jeden z rybaków chwycił kij, rzucił się na chłopca krzycząc:
- Dostaniesz ty teraz za swoje!
I sprawił mu porządne lanie.
- A cóż ja miałem powiedzieć? - spytał chłopiec.
- Dobrego połowu, dobrego połowu, dobrego połowu! Tak trzeba było mówić.
Ruszył więc chłopiec w dalszą drogę mrucząc pod nosem:
- Dobrego połowu, dobrego połowu, dobrego połowu.
Aż znalazł się u stóp szubienicy. Odbywał się tam właśnie sąd nad biednym grzesznikiem.
Chłopiec rzekł:
- Jak się macie! Dobrego połowu, dobrego połowu, dobrego połowu.
- Co ty wygadujesz, łotrze! Chcesz, żeby na świecie było więcej złych ludzi? Mało ci jeszcze?
I tym razem oberwał po karku.
- Cóż ja miałem mówić?
- Niech Bóg pocieszy nieszczęśliwą duszę, tak miałeś mówić.
Chłopiec znów uszedł kawałek drogi powtarzając:
- Niech Bóg pocieszy nieszczęśliwą duszę.
Aż znalazł się nad rowem, gdzie stał hycel i ściągał skórę z konia.
Wędrowiec rzekł do niego:
- Dzień dobry, niech Bóg pocieszy nieszczęśliwą duszę!
- Co też ty pleciesz, głupce! - ofuknął go hycel i tak go zdzielił hakiem po uszach, że nieboraka aż zamroczyło.
- Cóż ja miałem mówić?
- A leż sobie, ścierwo, w rowie, tak trzeba było mówić.
Idzie chłopiec dalej i powtarza:
- A leż sobie, ścierwo, w rowie!
Nagle spotyka po drodze wóz pełen ludzi.
Krzyknął do nich:
- Dzień dobry! A leż sobie, ścierwo, w rowie!
W tejże chwili wóz przewrócił się do rowu, a woźnica tak solidnie przetrzepał chłopcu skórę biczyskiem, że musiał na czworakach wracać do matki. I nigdy już więcej nie wybrał się w podróż.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Żyło sobie dwóch braci, jeden bogaty, a drugi ubogi. Bogaty nie dawał ubogiemu nic, toteż ubogi z trudem zarabiał na utrzymanie handlując zbożem. Wiodło mu się tak źle, że często nie miał nawet suchego chleba dla żony i dzieci.
Pewnego razu jadąc ze swym wózkiem przez las ujrzał ubogi brat wysoką, nagą górę, a że nigdy jej jeszcze nie widział, przystanął, aby się jej przyjrzeć.
Kiedy tak stał, zobaczył dwunastu dzikich, rosłych mężów. Domyślił się, że są to zbójcy, zepchnął więc wózek w krzaki, wlazł na drzewo i czekał, co się stanie.
Tymczasem zbójcy zbliżyli się do góry i zawołali:
- Sezamie, Sezamie, otwórz się!
W tejże chwili góra otworzyła się pośrodku, a skoro zbójcy weszli do wnętrza, góra zamknęła się natychmiast. Po chwili jednak otworzyła się znowu, a dwunastu zbójców wyszło niosąc ciężkie wory na plecach.
Teraz zawołali:
- Sezamie, Sezamie, zamknij się!
I góra wnet się zamknęła, a zbójcy odeszli.
Kiedy ubogi stracił ich zupełnie z oczu, zszedł z drzewa, a ciekaw, co mogła kryć w swym wnętrzu tajemnicza góra, stanął przed nią i zawołał:
- Sezamie, sezamie, otwórz się!
Góra natychmiast rozwarła się przed nim. Ubogi wszedł do wnętrza i ujrzał, że góra pełna jest złota i srebra, pereł i drogich kamieni. Z początku biedak nie wiedział, co ma robić, wreszcie jednak napełnił sobie wszystkie kieszenie złotem, ale pereł i klejnotów nie tknął.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, zawołał:
- Sezamie, sezamie, zamknij się!
I góra zamknęła się wnet, a on pojechał ze swym wózkiem do domu.
Teraz nie potrzebował się już troszczyć o chleb, gdyż za swoje złoto mógł żyć spokojnie z żoną i dziećmi i hojnie rozdawać jałmużnę.
Kiedy się pieniądze wyczerpały, poszedł do brata, pożyczył od niego miarkę i nabrał sobie w sezamowej górze złota. Ale drogocennych kamieni i innych skarbów nie tknął.
Kiedy po raz trzeci szedł po złoto do sezamowej góry, znowu pożyczył sobie miarkę od brata. Ale bogaty dawno już zazdrościł mu dostatku nie mogąc pojąć, skąd ubogi brat czerpie pieniądze. Użył więc podstępu i wysmarował miarkę smołą, a gdy ją dostał z powrotem, ujrzał sztukę złota, która przylepiła się do smoły.
Poszedł więc do brata i zapytał:
- Co mierzyłeś tą miarką?
- Żyto i jęczmień - odparł ubogi.
Na to bogaty pokazał mu znalezioną sztukę złota i zagroził, że jeśli mu nie wyzna, skąd czerpie swe złoto, zaskarży go do sądu. Opowiedział mu więc ubogi o wszystkim, a bogaty kazał natychmiast zaprząc konie i pojechał, zamierzając lepiej wykorzystać okazję i nazwozić sobie zupełnie innych skarbów.
Stanął więc przed górą i zawołał:
- Sezamie, sezamie, otwórz się!
Góra otwarła się, a bogaty wkroczył do wnętrza. Gdy ujrzał ukryte tam skarby, długo nie mógł się zdecydować, po co najpierw sięgać. Wreszcie zarzucił na plecy worek klejnotów i ruszył uradowany do wyjścia. Ale z wielkiego wrażenia zapomniał imienia góry. Nazywał ją różnymi imionami, ale żadne nie było prawdziwe i góra nie otworzyła się. Ogarnął go strach, ale im dłużej się zastanawiał, tym bardziej myśli mu się plątały, ze wszystkich skarbów nie miał żadnego pożytku.
Wieczorem góra rozwarła się nagle i do wnętrza weszło dwunastu zbójców. Kiedy ujrzeli bogatego, zaśmiali się i zawołali:
- Mamy cię nareszcie, ptaszku! Myślisz, iż nie spostrzegliśmy, że już tu trzy razy wchodziłeś? Ale nie mogliśmy cię złapać. Teraz jednak nie wymkniesz się nam już!
Bogaty zawołał:
- To nie ja, to mój brat!
Ale na próżno zaklinał się, błagając o darowanie życia, zbójcy na nic nie zważając ucięli mu głowę.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.
Wednesday Aug 14, 2024
Wednesday Aug 14, 2024
Byli sobie raz braciszek i siostrzyczka, którzy bardzo się kochali. Ich rodzona matka umarła i mieli macochę: była to zła kobieta i krzywdziła ich potajemnie, kiedy tylko się dało. Zdarzyło się kiedyś, że oboje bawili się wraz z innymi dziećmi na łące przed domem, a z łąką graniczył staw, którego jeden brzeg podchodził aż pod dom. Dzieci biegały, goniły się, bawiły w wyliczankę:
Entliczek, pentliczek,czerwony stoliczek,na kogo wypadnie,na tego bęc!Szklanka się rozbiłai pana Janaw nos uderzyła.
Ustawiały się przy tym w kółko, a na kogo wypadło słowo: ,,uderzyła'', ten musiał uciekać, reszta zaś rzucała się za nim w pogoń. Macocha patrzyła przez okno na tę wesołą zabawę i zżymała się ze złości. Ponieważ znała się na czarodziejskich sztuczkach, zamieniła braciszka w rybkę, a siostrzyczkę w owieczkę. Rybka smętnie pływała w stawie, owieczka chodziła smutna po łące, nic nie jedząc, nie tykając nawet ździebełka. Tak minął czas pewien i do pałacu przyjechali goście. Fałszywa macocha pomyślała sobie: ,,Oto nadarzyła się wspaniała okazja'', wezwała kucharza i powiedziała mu:
- Idź na łąkę, przyprowadź owieczkę i zarżnij ją, bo nie mamy czym przyjąć gości.
Kucharz poszedł na łąkę, przyprowadził owieczkę do kuchni i związał jej nóżki. Znosiła to wszystko potulnie. Kiedy kucharz wyciągnął nóż i zaczął go ostrzyć o próg, aby ją zarżnąć, spostrzegła rybkę, która pływała niespokojnie w ścieku i spoglądała ku niej. Był to braciszek: widząc, że kucharz prowadzi owieczkę, szybko przypłynęła za nimi aż pod sam dom. Owieczka zawołała do niej:
Ach, braciszku, w ciemnej wodzie,jakże smutno mi, niebodze!Kucharz ostry nóż szykuje,serce moje nim przekłuje.
Rybka jej odpowiedziała:
Ach, siostrzyczko, tam, na brzegu,jakże smutno mnie biednemuw tej głębokiej wodzie!
Kucharz słysząc, że owieczka potrafi mówić i że tak smętnie przemawia do rybki, przestraszył się i pomyślał, że nie może to być zwyczajna owieczka, tylko zaczarowana przez jego złą panią.
Rzekł więc:
- Nie bój się, ja ciebie nie zarżnę.
Przyprowadził inne bydlątko i zrobił z niego pieczyste dla gości. Zaś owieczkę oddał pod opiekę poczciwej chłopce, opowiedział jej też, co widział i słyszał. Chłopka była kiedyś mamką siostrzyczki, domyśliła się więc od razu, co się święci, i zaprowadziła owieczkę do mądrej wróżki. Wróżka wypowiedziała zaklęcie nad owieczką i rybką, przywróciła im ich ludzką postać, po czym poszła z nimi w głąb wielkiego lasu, do małego domku, gdzie zamieszkali sobie razem i żyli w samotności, ale zadowoleni i szczęśliwi.Ten odcinek został udostępniony przez Podbean.com.